Internista, kardiolog, adiunkt w Klinice Kardiologii Interwencyjnej w Instytucie Kardiologii UJ CM. Promotor wolontariatu medycznego w środowisku lekarzy i studentów medycyny, charytatywnie działa od 25 lat. W 2019 roku otrzymał wyróżnienie Samarytanina Roku. Założyciel i prezes Fundacji Centrum Dobroczynności Lekarskiej im. prof. Teresy Adamek- Guzik i Jana Guzika, której wolontariusze - jako grupa Doctors Africa - wyjeżdżają na misje do krajów, gdzie dostęp do pomocy medycznej jest bardzo ograniczony.
Doctors Africa to flagowy projekt Fundacji Centrum Dobroczynności Lekarskiej im. Teresy Adamek-Guzik i Jana Guzika. Co wyróżnia ten projekt spośród realizowanych w Afryce przez inne organizacje?
Doctors Africa angażuje zarówno specjalistów, studentów, jak i osoby tam, na miejscu. To pozwala nam rozwijać siebie nawzajem. I to właśnie ta trójstronność, trójpoziomowość naszych działań jest chyba najbardziej wyróżniającym nas elementem.
Z jednej strony każdy coś daje od siebie, z drugiej każdy zyskuje. Co zyskują Afrykańczycy? Na pewno choć troszkę poprawiamy ich dostępność do ochrony zdrowia. To paradoksalnie jeden z najpoważniejszych czynników ryzyka śmierci na Czarnym Lądzie. Ale nasze działania są kroplą w morzu potrzeb. Dlatego dużo ważniejszym działaniem – z naszej perspektywy – są długoterminowe korzyści wynikające z kompleksowych działań edukacyjnych. Właśnie dlatego równie dużo czasu poświęcamy na szkolenie personelu medycznego w konkretnych umiejętnościach, takich jak reanimacja (ILS), wykonywanie EKG, USG, echokardiografii czy kolposkopii. Chcemy przybliżyć te podstawowe umiejętności, w Polsce rutynowo wykorzystane, tam na miejscy pozostające często w sferze marzeń lekarzy i pacjentów.
Projekt niesie ze sobą także ogromny walor edukacyjny dla naszych studentów medycyny. Pozwala na budowanie relacji uczeń-mistrz. Pracując – przed i w trakcie wyjazdu – ze specjalistą, nierzadko profesorem medycyny, rozwijają oni swoje umiejętności zarówno medyczne, jak i organizacyjne. Misja w dużej mierze przygotowywana jest właśnie przez wolontariuszy, którzy rekrutowani są spośród studentów medycyny polskich uczelni. Obecny kształt projektu Doctors Africa uformowany jest w dużej mierze dzięki ciężkiej pracy wszystkich wolontariuszy.
Kto jest autorem pomysłów na podejmowane przez fundację działania, kto je potem organizuje i realizuje?
Pomysłodawcami są osoby z Zarządu i Rady Fundacji, Zarządu Projektu, ale i każdy wolontariusz. Kierownicy projektów – pracownicy UJ CM – również nas inspirują, ale ich głównym zadaniem jest tworzenie merytorycznego kształtu projektów medycznych. Ale jak pojawia się jakiś pomysł – to dyskutujemy nad nim w szerszym gronie i wspólnie planujemy jego realizację. To też niesamowite, jak studenci medycyny potrafią zaplanować i zrealizować te poszczególne elementy składające się później na całość projektu.
Pomysłów mamy bardzo dużo – gorzej jest z czasem, który należy poświęcić na ich realizację.
Czy pamięta Pan moment, w którym poczuł, że chciałby się Pan zaangażować w działalność wolontariacką i pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują. Czy impulsem było jakieś wydarzenie, obejrzany film, a może zainspirowało Pana działanie innych?
Ten moment pojawił się wiele lat temu – jeszcze w liceum, kiedy obserwowałem moją Mamę, lekarkę, która zawsze była blisko ludzi. To dzięki niej poznałem Pomoc Maltańską, stowarzyszenie medyczne, w którym działałem przez bardzo wiele lat. To właśnie moja Mama, prof. dr hab. med. Teresa Adamek Guzik, była tą osobą, która zaraziła mnie potrzebą pomagania, która spowodowała, że postanowiłem zaangażować się w działalność charytatywną. Obserwując, z jakim zaangażowaniem działała, jak poświęcała się dla innych, poczułem, że ja również chce to robić.
Pierwsza akcja dobroczynna, w której wziął Pan udział. Jakie emocje Panu towarzyszyły?
To było ponad 25 lat temu, więc dziś trudno sobie to wszystko dokładnie przypomnieć. Te emocje, to zdenerwowanie. Na pewno był strach, czy podołam, czy zrobię wszystko tak, jak trzeba. Szybko te akcje medyczne stały się rutyną, nieodzowną częścią tygodnia czy miesiąca, momentem, na który czekałem.
Ale najmocniej w pamięć zapadły mi dwie misje międzynarodowe. Pierwsza miała miejsce w roku 2000, a naszym zadaniem było zabezpieczenie kilku centrów w Rzymie w ramach obchodów Roku Jubileuszowego. Przez dwa tygodnie pracowaliśmy w różnych częściach miasta, starając się pomóc pielgrzymom.
Druga to misja w Gruzji, która została zorganizowana w 2008 roku, zaraz po zakończeniu tamtejszej wojny. Trwała krótko, a mimo to udało nam się z dr. Czarnieckim (wówczas studentem medycyny) zorganizować szpital polowy w obozie dla uchodźców zbudowanym przez UN. Prowadziliśmy tam obsługę medyczną dla ponad 3000 osób, które w czasie wojny straciły wszystko. Dziennie przyjmowaliśmy po 200 pacjentów. Z pomocą tłumaczki rozmawialiśmy o ich problemach zdrowotnych, staraliśmy się pomóc na tyle, na ile pozwalały warunki. A w tle słychać było wystrzały, wszędzie byli żołnierze z bronią, organizowano briefingi bezpieczeństwa, podczas których omawiano kolejne udaremnione ataki właśnie na nasz obóz. To było naprawdę „emocjonujące”. Co tu dużo mówić – baliśmy się. Ale spotkania z Gruzinami, obserwowanie, że to, co robimy przynosi im ulgę, to dodawało otuchy.
Był Pan uczestnikiem lub organizatorem kilku misji medycznych, poza Gruzją, również w Kenii czy Ugandzie. Która z nich najbardziej utkwiła Panu w pamięci i dlaczego? Która przyniosła najwięcej osobistej satysfakcji?
Najbardziej pamiętam właśnie tę misję w Gruzji. Ale najwięcej osobistej satysfakcji przyniosła bez wątpienia misja do Ugandy i Tanzanii, która odbyła się w 2019 r. Pojechaliśmy tam w grupie ośmiu osób, a udało nam się zrealizować wiele ważnych projektów: Dr Heart (internistyczno-kardiologiczny), Dr Baby (ginekologiczno-położniczy), Dr Shock (pierwsza pomoc), Africa Care (psychiatryczny dla dzieci), Dr Smile (plac zabaw w lokalnej szkole). W ubiegłym roku pandemia pokrzyżowała nam plany związane z ich kontynuacją, ale cały czas planujemy je rozwijać, ponieważ są bardzo potrzebne tamtejszym mieszkańcom.
Pandemia zmieniła życie nas wszystkich. Jak wpłynęła na funkcjonowanie fundacji?
Przede wszystkim de facto uniemożliwiła jakiekolwiek wyjazdy. A misja planowana na 2020 rok była już niemal gotowa… Ale i tu nasza codzienna działalność stała się znacznie trudniejsza. Cotygodniowe spotkania, zbiórki pieniędzy – to stawało się coraz bardziej skomplikowane. Teraz czekamy na odmrożenie sytuacji. Tam, w Afryce, potrzeby rosną z każdą chwilą. Światowa Organizacja Zdrowia ocenia, że śmiertelność w większości chorób wzrośnie nawet o 30-40%, co wynika jedynie z utrudnieniach w dostępności do sytemu ochrony zdrowia, który i przed pandemią był trudny. Nie tracimy nadziei, że już niedługo ogłosimy, iż tegoroczna misja jednak się odbędzie. Ale jesteśmy bardzo ostrożni.
Czy w przygotowaniu są nowe projekty, misje medyczne, akcje charytatywne? Jakie macie plany, na czas, kiedy już wrócimy „do normalności”? Co oby stało się jak najszybciej.
Nasze marzenia nie znają granic (śmiech). Ale tak na poważnie – planujemy rozwijać system wsparcia edukacji akademickiej przede wszystkim tam, na miejscu. Nie chcemy się jednak ograniczać wyłącznie do pomocy medycznej. Nawiązaliśmy współpracę z Uniwersytetem Ekonomicznym w Krakowie. Liczymy, że innych także uda się zarazić naszymi pomysłami. Głównym celem planowanego projektu będzie poszerzanie horyzontów i możliwości młodych Afrykańczyków, których od nas różni wyłącznie miejsce urodzenia.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy realizacji wszystkich planów.