Wybitny uczony, farmakolog, lekarz, specjalista w dziedzinie farmakologii klinicznej, wspaniały wykładowca, wieloletni pracownik Katedry Farmakologii UJ CM prof. Jacek Spławiński zmarł 1 lutego. Odszedł człowiek o błyskotliwym umyśle, wielki erudyta, miłośnik literatury i gór, obdarzony niezwykłym poczuciem humoru. W sierpniu skończyłby 83 lata.
Prof. Jacek Spławiński urodził się w Krakowie 8 sierpnia 1937 r. W 1963 r. ukończył studia medyczne w Akademii Medycznej w Krakowie. Po odbyciu studiów doktoranckich w Instytucie Farmakologii PAN otrzymał tytuł doktora nauk medycznych. Odbył dwuletni staż naukowy w Zakładzie Farmakologii Klinicznej Vanderbilt University w USA, gdzie przebywał równocześnie ze swoim przyjacielem prof. Jerzym Vetulanim. Przez wiele lat kierował badaniami funduszu Marii Curie-Skłodowskiej. Zdał Educational Commission for Foreign Medical Graduates uprawniający do wykonywania zawodu lekarza w USA. Pracował w Narodowym Instytucie Leków. Od 1 stycznia 2009 r. przeszedł na emeryturę.
Za swoją pracę otrzymał wiele nagród, m.in. Nagrodę Polskiego Towarzystwa Farmakologicznego (1980) i Nagrodę Rady Naukowej Ministra Zdrowia (1979, 1985, 1994). Reprezentował Polskę w kilku grupach roboczych Komisji Europejskiej dotyczących leków. Był członkiem Polskiego Towarzystwa Farmakologicznego, Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego, American Society for Clinical Pharmacology and Therapeutics, International Society for Pharmacoeconomics and Outcomes Research (ISPOR), Drug Information Association.
Jako autor lub współautor opublikował ponad sto prac naukowych.
W niedawno wydanej książce „Gwizdać na Stalina! Zakopane 1949-53: wspomnienia gimnazjalisty” pisał: „Urodziłem się jeszcze przed wojną, niestety w Krakowie. Mogłem urodzić się gorzej, np. w Warszawie, albo też o niebo lepiej, to jest w Zakopanem. (…) Nie rozumiem, dlaczego po skończeniu gimnazjum, posłuchałem rodziców i poszedłem na medycynę?! Może myślałem, że szybko wrócę w góry? Jak głupiec nostryfikowałem dyplom w USA (nigdy tam nie praktykowałem), w Belwederze dostałem dyplom profesora i bardzo późno, bo dopiero na emeryturze, wróciłem, jak się okazuje, na swoje miejsce, do Zakopanego. Jak mogłem być tak nierozsądny i przez 60 lat żyć na równinach bez widoku gór?!”.
Pozostawił wielką, trudną do zapełnienia pustkę w naszym środowisku.